Zbigniew Żołądziejewski
teolog, katecheta, nauczyciel etyki i instruktor tańca
Jest Pan absolwentem naszego obecnego Zespołu Szkół Technicznych. Czy pamięta Pan, co wpłynęło na wybór tej szkoły?
Powiem ,,tak’’ i odkrywczy nie będę. Jako młody chłopak, dla którego najważniejsza była piłka i koledzy, poszedłem tam, gdzie oni, tym bardziej, że plany na przyszłość były wtedy jeszcze bardzo mało sprecyzowane…
W jakim zawodzie czy kierunku kształcił się Pan w naszej placówce?
Najpierw kształciłem się w zawodzie - ślusarz narzędziowy, a technikum ukończyłem jako technik – mechanik obróbki skrawaniem.
Czy jako uczeń angażował się Pan w życie szkoły, akcje społeczne? Jakie pasje można było wówczas rozwijać w naszej szkole?
No cóż, w tamtym okresie w dobrym tonie było należeć do Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, ale nie dałem się namówić. Pamiętam, że niektórzy z nas należeli do Koła Towarzystwa Przyjaźni Polsko- Radzieckiej i nawet próbowaliśmy korespondować w j. rosyjskim z rówieśnikami ze Związku Radzieckiego. Warto też wspomnieć, że byłem w samorządzie klasowym i brałem udział w konkursach recytatorskich.
Jakie przedmioty, a może zajęcia pozalekcyjne najbardziej Pan lubił i dlaczego?
No tak, dopiero w szkole średniej stwierdziłem, że jestem humanistą, więc dobrze się czułem na j. polskim i historii. I wiedziałem, że po tej szkole nie pójdę na studia inżynierskie, jak większość moich kolegów, ale marzyła mi się historia na WSP w Zielonej Górze.
Czy jest coś lub ktoś, za kim Pan tęskni lub wspomina „z łezką w oku” z tamtych dawnych lat szkolnych?
Ze szkoły bardzo mile wspominam dwie osoby. Pierwsza to moja polonistka, pani Małgorzata Kramicz. Na te lekcje szedłem z największą ochotą i nie sprawiały mi żadnych trudności. A druga pani nigdy mnie nie uczyła, ale była wspaniałym pedagogiem, wychowawcą i o wszystkim można było z nią porozmawiać, to pani pracująca w bibliotece szkolnej, tj. pani Janina Kosowicz.
Czy może jakiś nauczyciel miał wpływ na to, że wybrał Pan teologię?
Na ten kierunek studiów bezpośrednio nie miał wpływu żaden nauczyciel, ale ponieważ uczyli mnie myśleć, zachęcali do czytania, pomagali rozwijać horyzonty myślowe, sam podjąłem decyzję o studiach filozoficzno-teologicznych, gdyż historia, którą chciałem studiować w tamtym czasie, była bardzo zakłamana i odradzano mi. Należałem też do oazy młodzieżowej, czyli Ruchu ,,Światło-Życie’’, który to bezpośrednio wpłynął na moją duchowość.
Mieszka Pan w Zielonej Górze. Z którymi nauczycielami spotkał się Pan po latach? Do jakich wspomnień wracaliście najchętniej?
Ponieważ byłem dobrym uczniem i myślę, że byłem lubiany, to nie omijałem swoich nauczycieli dużym łukiem w mieście, ale jak się spotkałem, to chętnie z nimi rozmawiałem.
Pracował i pracuje Pan również z młodzieżą jako nauczyciel religii, etyki i tańca. Czy od Pańskich czasów coś się zmieniło między nauczycielami a uczniami?
Na to pytanie jest mi trudno odpowiedzieć z tej racji, że kiedyś ja byłem uczniem, a kto inny uczył. Po szkole i studiach prawie 20 lat pracowałem w organizacji pozarządowej, niewiele mając wtedy z oświatą do czynienia. A nauczycielem jestem od niedawna i teraz ja, co prawda, uczę, a uczniów mam wspaniałych, ale jak to wszystko ewaluowało w tym okresie, to musiałby powiedzieć ktoś, kto uczył w minionym okresie i uczy obecnie.
Wiemy, że prowadzi Pan Studio Integracji Społecznej BINGO. Jak rozpoczęła się Pana fascynacja tańcem? Dlaczego właśnie on stał się tak integralną częścią życia zapewne osobistego, jak i zawodowego?
Można by rzec, że taniec towarzyszył mi od zawsze. Już w przedszkolu tańczyłem w przebraniu górala, później w szkole podstawowej otarłem się o ludowy zespół pieśni i tańca, ale to nie było to. Potem nastąpiła przerwa. Gdy w połowie lat osiemdziesiątych zapisałem się na kurs tańca towarzyskiego, jak to się mówi, połknąłem tego bakcyla i tak to trwa po dzień dzisiejszy. Bardzo lubię tańczyć i dla mnie nie ma problemu, żeby wyjść na parkiet z partnerką jako pierwszy, żeby impreza się rozkręciła.
To, że był Pan Prezesem Lubuskiego Oddziału Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana” przeszkadzało czy raczej dopingowało do licznych podróży (nawet zagranicznych) i prowadzenia warsztatów tańca towarzyskiego?
Tu muszę powiedzieć, że stowarzyszenie było dla mnie taką trampoliną, która pozwoliła mi się wybić, najpierw jako zielonogórski radny w latach 1994-1998, kilka lat później zostałem przewodniczącym Oddziału Lubuskiego, a także jego dyrektorem. Ponad 20 lat później mogłem rozpocząć własną działalność gospodarczą. Zawarte wtedy znajomości, kontakty, także zagraniczne, pozwoliły mi od razu prowadzić i rozwijać warsztaty taneczne w ramach mojej firmy – Studia Integracji Społecznej – Bingo.
Czy mógłby Pan nam przybliżyć, na czym polegała Pana praca w tym Stowarzyszeniu? Jakie były jej cele i założenia?
Praca w stowarzyszeniu, czyli organizacji pozarządowej rozwija człowieka. Nabywa się tam wielu doświadczeń i umiejętności, staje się człowiek bardzo wrażliwy na potrzeby społeczności lokalnej. Człowiek stara się wychodzić temu na przeciw i organizuje szereg ciekawych imprez, których celem jest służba na rzecz drugiego człowieka. Stowarzyszenie organizowało wiele różnych wyjazdów, także zagranicznych, zarówno dla młodzieży, jak i osób dorosłych, zwłaszcza na Wschód, gdy otworzyły się granice. Były akcje charytatywne, zwłaszcza dotyczące pomocy Polakom na Kresach. Ale nie tylko, także wszelkiego rodzaju warsztaty: teatralne, taneczne, Public Ralations; konkursy recytatorskie i biblijne, a także konferencje, seminaria, wykłady i prelekcje na temat różnych ważnych dziedzin życia kulturalnego, religijnego, społecznego i politycznego. Chciałbym dodać, że Muzeum Etnograficzne – Skansen w Ochli od kilku lat organizuje w marcu „Kaziuki Wileńskie”. Może zabrzmi to nieskromnie, ale to był mój pomysł, po wyjazdach do Wilna, na tego typu imprezę i w tym miejscu.
Czy udaje się Panu pogodzić życie osobiste z tak różnorodnym i ciekawym życiem zawodowym?
Oczywiście, ponieważ w życiu zawodowym robię to, co lubię. Nawet moi znajomi mi mówią, że ja do pracy nie chodzę, ponieważ bardzo lubię to, co robię. Nie płynę w życiu pod prąd i nie biorę się z nim za bary, ale zawsze staram się być z nim w zgodzie, myśleć pozytywnie i chcę powiedzieć, że jestem szczęśliwy.
Z czego lub kogo jest Pan najbardziej dumny i uważa za swoje największe osiągnięcie życiowe?
Po szkole podstawowej poszedłem do zasadniczej szkoły zawodowej. Był to ważny etap w moim życiu, gdyż jako dojrzalszy młody człowiek przekonałem się, że mogę osiągnąć w życiu dużo więcej. I mam tę ogromną satysfakcję, że tak się stało, bo osiągnąłem to, co chciałem, a nawet więcej… A dumny jestem z mojej rodziny, bardzo się kochającej i wspierającej, czyli wspaniałej żony, na którą zawsze mogę liczyć i przy boku której mogę się realizować oraz dwóch bardzo dobrze uczących się synów.
Jeśli mielibyśmy Panu życzyć, to … czego?
Myślę, że zdrowia, żeby nigdy mi go nie zabrakło, żebym mógł pracować do emerytury, a nawet jeszcze dłużej, ponieważ chcę być aktywny i jak już wspomniałem, bardzo lubię to, co robię i nie wyobrażam sobie życia bez tańca…